Dzięki znakomitemu rzemiosłu żeglarskiemu przybysze dopłynęli do Lindisfarne, po czym zaatakowali z szybkością błyskawicy. Wikingowie – w tym przypadku prawdopodobnie pochodzący z terenów dzisiejszej Norwegii – natychmiast wyskoczyli z łodzi, trzymając w rękach miecze, topory i włócznie. Zwierzęta hodowane w opactwie zostały zabite, a ich tusze załadowano na statki. Zakonnicy stawiali niewielki opór. Kilku zamordowano, paru utopiono w morzu, a pozostałych zabrano do łodzi jako niewolników. Następnie wikingowie zrabowali skarby klasztoru i w końcu odpłynęli, znikając tak szybko, jak się pojawili.
Atak był najwyraźniej starannie zaplanowany: wikingowie mieli wiedzę o zamożności i bezbronności swoich ofiar. Instytucje kościelne, ze swoim zamiłowaniem do bogactwa i słabo strzeżonymi skarbami miały się stać ulubionym celem ataków. Bogato zdobione metalowe przedmioty znalezione w skandynawskich grobach są dowodem na to, jak wielkie zasoby skarbów zgromadzili wikingowie w wyniku najazdów na te łatwe cele.
Wieści o ataku na klasztor w Lindisfarne zasiały przerażenie w Europie. Opactwo to było ośrodkiem kultury chrześcijańskiej. Najazd interpretowano jako atak na cywilizację w ogóle, jako napaść wszelkiego barbarzyństwa na szlachetny i cywilizowany świat chrześcijański. Jednak był to przekaz propagandowy. Pogańscy wikingowie cywilizacyjnie nie ustępowali chrześcijanom, a ich najazdy nie były bardziej okrutne niż chrześcijańskie podboje pogańskich ziem. A gdyby zakonnicy z Lindisfarne prowadzili życie zgodne z ewangelicznym przesłaniem ubóstwa, to raczej nie staliby się ofiarami rabunkowej napaści.